sobota, 17 grudnia 2016

Etui do książki

Niby nic takiego, opakowanie. Może być, może go nie być. Ale gdy mówimy o dziełach sztuki, czy obiekatch ważnych i wrażliwych, opakowanie ma znaczenie. Rękopis arabski, który był przedmiotem mojej pracy ComingOut2015, wymagał specjalnej oprawy. 

                            

Etui nie tylko miało chronić książkę. Miało również umożliwić łatwe jej wyjmowanie, prezentację bez konieczności trzymania w ręku oraz przechowywanie elementów oprawy, które musiały zostać od niej oddzielone. Przygotowałam pudełko z podwójnym dnem, rodem z powieści szpiegowskich. Trzeba było znaleźć sposób na bezpieczne wyjmowanie książki. Dobrze sprawdziły się sześcienne w przekroju ścianki na krótszych bokach pierwszego podłoża oraz języki płócienne umożliwiające wyjęcie całości i stabilizujące książkę po bokach.

                           

Po wyjęciu pierwszej warstwy odsłania się drugie dno, z klapką na papierowym zawiasie, pod którą umieszczone zostały wszystkie oryginalne części oprawy. Całość wykonana z zielonego płótna Kanafas i delikatnego papieru Palatina włoskiej papierni Fabriano.

                           

piątek, 9 grudnia 2016

Najpierw mydło, potem lektura!

Dlaczego o higienie przy książkach? Bezpośrednim powodem jest wydana w 1954, przez czechosłowackie wydawnictwo Artia, książka o jednym z największych lekkoatletów świata, Emilu Zatopku. Wycofana z biblioteki w Ostrowi Mazowieckiej trafiła przypadkiem w ręce absolutnego fana talentu Zatopka. I właściwie na tym można by zakończyć, gdyby nie fakt, że książka była po wielokroć czytana przez innych fanów biegania. Nestety wielu z nich miało bardzo brudne ręce.




Ślina w połączeniu z brudem i papierem z dużą ilością wypełniaczy daje warstwę nie do usunięcia. Oczywiście zmiany powierzchniowe można zetrzeć, ale co z brudem, który wniknął pomiędzy włókna, a nawet do ich struktury? Nie pomogą wielokrotne kąpiele. Brud zostaje. Stąd apel w tytule.

Zatopkowa opowieść została oczyszczona, ponownie uszyta, oprawiona w oryginalne płótno dla wzmocnienia zdublowane na papier japoński. Mimo wielokrotnych kąpieli brudu nie można było usunąć z kart całkowicie. Najbardziej widoczny był na ich ścięciach. Dlatego zostały odświeżone na gilotynie. Teraz wygladają jak nowe.






piątek, 18 listopada 2016

Notatnik - International Charity Bazaar

Notatnik z papieru Conqueror, oprawiony w koźlęcą skórę Harmatan fine no 11, zamówiony został pecjalnie na International Charity Bazaar, organizowany przez SHOM, zrzeszenie małżonek Ambasadorów.


Conqueror - papier żeberkowy, dobrze zaklejony, został bazą dla tego specjalnego notatnika. Elegancki, tradycyjny, naturalnie biały. W gramaturze 100 jest dość gruby jak na współczesne notatnikowe standardy. Dzięki temu, dobrze się po nim pisze, a zapiski nie przebijają na drugą stronę.


Papier pocięty na karty, uformowany w składki wylądował na szywnicy. I nic tu nowego, 3 zwięzy, lniana nić numer 30, 14 składek, w sumie 112 stron.




Notatnik otrzymał dwukolorowe, ręcznie szyte kapitałki na sznurku konopnym nićmi lnianymi. 


Do oprawy wykorzystana została jedna ze skór dostępnych w pracowni. Koźlęca skóra Hartaman Fine, w kolorze navy blue, prosto od Hartaman Oakridge. Piękna, anilinowo garbowana, barwiona barwnikami naturalnymi, zwarta i w miarę sztywna. W efekcie daje elegancką powierzchnię z delikatnym rysunkiem.


Do ochrony notatnika wyonane zostało etui oprawione w płótno Cialux.









wtorek, 25 października 2016

Repliki XIX oprawy

Bardzo lubię takie zlecenia. Nietypowe, szybkie, w których drzemie ludzka pasja. Trzeba było oprawić w półskórek pięć niewielkich książeczek. Zaprojektowane i wykonane zostały z myślą, aby jak najwierniej oddać charakter XIX opraw - nakładowych, czasem niedbałych, przetartych i zażółconych, pociemniałych ze starości. Otrzymałam wydruk wnętrza, wydrukowane wyklejki oraz papier na oprawę. Moje zadanie polegało na wykonaniu opraw. 

Początek zawsze ten sam czyli poskładkowanie kart, wyznaczenie miejsc przebiegu zwięzów, szycie. Lubię ten proces. Mimo, że żmudny i trzeba pilnować nici, bo nawet nawoskowana potrafi się zwijać w supełki, to bez niego nie powstanie żaden blok ksiązki. A bez bloku, wiadomo, nie ma oprawy. 



Tu trzy egzemplarze już uszyte. Kolejne dwa będą uszyte za kilka chwil, po ponownym zamontowaniu sznurków zwięzowych na szywadle.


Po uszyciu i przycięciu do formatu trzeba było opracować grzbiet. A że książeczka niewielka, pięcioskładkowa, wykonanie oporkowania było prawdziwym wyzwaniem. Wszystkie prasy, jakie mam do dyspozycji, zostały użyte - czas gonił, nie można było czekać.


Tak wygladają książki z osadzonymi okładkami. Tektura Superior Millboard 1,5. Mimo, że cieniutka, zachowuje się bardzo stabilnie i nie wypacza się. 


Zleceniodawca wybrał jedną ze skór dostępnych w pracowni. To skóra cielęca, postarzana czyli przecierana, z czeskiej garbarni. Bardzo delikatna, łatwo zaciągała się na grzbiet i formowała wokół zwięzów. Zanim jednak skóra została zaciągnięta, trzeba było ją podciąć, by uformowane zakończenia nad kapitałkami były subtelniejsze oraz aby nie był widoczny kraniec skóry pod papierem na oprawie.


I już, jeszcze tylko chwila w prasie na opracowanie zwięzów i sezonowanie pod dociskiem.




Poniżej efekt końcowy. Książeczki wyglądają naprawdę świetnie. To zasługa projektantów. Mój skromny udział w tym projekcie to zebranie wszystkich elementów w całość.


czwartek, 13 października 2016

Pudełeczko - nic wielkiego

Niby nic, pudełeczko na prace artystyczne. Ale gdy pomonożyć je przez dziesiąt, które trzeba będzie przygotować, sprawa robi się poważna. Cały projekt przygotowany został zdalnie, wytyczne przez telefon, zdjęcia prototypu wysłane mailem, akceptacja zwrotna też. Tak wyglądało jeszcze wczoraj wieczorem, tzn. wcale nie wyglądało. Wyglądały jedynie dociski.


A dziś, pudło jak malowane. Całkowicie ręcznie wykonane z tektury introligatorskiej 0,2, zaciągniete szarym, włoskim płótnem introligatorskim Cialux.




poniedziałek, 3 października 2016

Czarne

Szlachetne, skromne, minimalistyczne. Świetnie pracuje z klajstrem i z klejami poliwinylowymi. Dobrze leży w dłoni, nie jest za śliskie ani zbyt szorstkie. Faktura delikatnie wyczuwalna, daje przyjazne poczucie prawdziwości obiektu trzymanego w dłoni. Czarne płótno - mój ulubiony materiał. 


sobota, 1 października 2016

Tęczowe notatniki

Każdy ma taką tęczę, na jaką zasługuje. W moim przypadku brakuje tylko żółtego i pomarańczowego - suszą się jeszcze w prasie. Notatniki w formacie 16/10, papier munken pure 90g, zadruk w kropki.



A do tego rozmaite kolorystycznie wyklejki, wszytkie z żeberkowego papieru Ingres 90g, włoskiej papierni Fabriano. Poniżej wersja jesienna - rdzawe płótno, kremowa wyklejka i ruda nić jedwabna.



Albo ciemnozielone płótno, jasnoszara wyklejka i butelkowa nić.


niedziela, 25 września 2016

Notatniki w nowej odsłonie

Notatniki zmieniły swój wygląd. Do wymiaru 16/10 dołączył 24/16. Prezentowane poniżej są bardziej ascetyczne. Szare płótno, szary zadruk wewnętrznych kart, brak zdobień na ścięciach. Zmieniłam też materiał oprawy na w dotyku jedwabne, włoskie płótno Cialux. Dobrze leży w dłoni, dobrze też pracuje w grzbiecie. 



Jednak to co najważniejsze dzieje się w środku. Znalazlam papier wytrzymały, dobrze zaklejony powierzchniowo i mocno gładzony. Dzięki temu świetnie ślizga się po nim i ołówek i pióro. Znawcy docenią powierzchnię. Nie jest tępa, nie jest też zbyt śliska. Atrament nie przebija na drugą stronę. To zasługa Munken Pure w wersji smooth 90g. 


Dodatkowo wnętrza notatników otrzymały bardziej notatnikowy wygląd. Większy z nich, do poważniejszych notatek ma linie, mniejszy kropki. Kropki podobają mi się szczególnie. Są delikatne, nie układają się w bardzo regularny wzór, dzięki temu można pisać i rysować jak w zwyczajnym noatniku. Gdy jednak nie chce się ani pisać ani rysować, można bawić się łącząc kropki ze sobą. Niezła zabawa.



Jak zawsze ręcznie szyte jedwabnymi nićmi, ręcznie cięte i oprawiane. Te poniżej niedługo w wersji kolorowej, szyte kolorowymi nićmi, z kolorowymi wyklejkami w szalonych kolorystycznie płótnach.





sobota, 3 września 2016

Paris, Paris. Jeśli złocenie opraw, to tylko tu!

Kto wpadł na pomysł, żeby szkolić się w złoceniu opraw złotem płatkowym w Paryżu, przy temperaturze 37 stopni Celsjusza! Kto złocił ten wie, że narzędzia do złoceń trzeba rozgrzać do temperatury powyżej 100 stopni. A w pracowni złotniczej ani klimatyzacji, ani wiatraczka, bo złoto płatkowe raczej nie lubi nieoczekiwanych podmuchów. Mimo niedogodności klimatycznych jestem bardzo zadowolona. Wszystkie tajemne receptury, sposoby na ratowanie skóry a przede wszystkim doświadczenie używania narzędzi francuskich introligatorów przywiezione do Warszawy. Merci Julie!

Zanim pozwolono mi dotknąć złoto (mimo, że przywiozłam własne), trzeba było wykonać wiele ćwiczeń z tłoczenia ślepego linii równoległych na grzbiecie. To podstawowe zadanie uczy nie tylko prawidłowej postawy ale i pewności w prowadzeniu ręki - choć lepiej byłoby powiedzieć w prowadzeniu całego ciała.


W międzyczasie, dla urozmaicenia, zawieziono mnie do Klasztoru sióstr Benedyktynek Abbaye de Saint-Louis du Temple w Vauhallan. Urocze dwie siostry prowadzą tam tradycyjną introligatornię. Dzięki nim odkryłam jakiej maszyny mi brakuje - oto ona, Martini Frauenfeld, model raczej przed 1920.


Najciekawsze były zajęcia z titrage - to umiejętność wyznaczania pozycji tekstu i zdobienia na grzbiecie. Nie jest to proste, bo ludzkie oko w magiczny sposób od razu wychwytuje fałsz. Napis nie może być ani za nisko, ani za wysoko i w żadnym wypadku na środku. Poniżej moje zmagania z grzbietem - zaliczone!





piątek, 2 września 2016

A może by tak nową okładkę?

Takie pytanie usłyszałam w słuchawce pewnego dnia. Do zmiany okładki przeznaczony był Pan Tadeusz, rocznik 1984. Zleceniodawca chciał podarować lekturę latorośli. A że oryginalna papierowa okładka, przez wszytskie lata pieczołowitego przechowywania w biblioteczce to tu, to tam wytarta, zadaniem było wykonać nową. Ba! Łatwo powiedzieć. Książka wydana na czterdziestolecie Polski Ludowej powinna być nieco siermiężna, raczej swojsko prosta niż europejsko ozdobna. Zdecydowaliśmy o oprawie w skórę butelkowozieloną z niezwykle oszczędnym zdobieniem. Właściwie z jego brakiem. Taki plan, że jedyne szaleństwo to będzie napis tłoczony ręcznie 23 karatowym złotem. Poniżej wygląd okładki oryginalnej.


Oprawa została zdjęta, składki rozdzielone, ich zagięcia pozbawione kleju. Uszyte na nowo ze zwięzami po to, by lekko nawiązywały do klasyki gatunku. Do szycia wykorzystałam niemieckie nici lniane, a sznurki konopne, polskie. Dalej to już trymowanie grzbietu. Z książkami oprawianymi ponownie trzeba postępować ostrożnie ale stanowczo. Papier w składkach z reguły pamięta kształt pierwotny, właściwie nie trzeba wyokrąglać grzbietu. Przeciwnie, należy go powstrzymywać, prostować, namawiać aby się nie wyginał tak jak on chce.


Przy okazji tej pracy wykorzystałam nową, zieloną tekturę, Milboard Superior produkowaną przez Conservation by Design. Do tej pory wykorzystywane przeze mnie tektury bardzo wyginały się po zaciągnięciu skórą. Zielona zachowuje się stabilnie, mimo użycia dość cienkiej, półtoramilimetrowej struktury.


Udało sie znaleźć skórę koźlęcą o podobnym do oryginalnego kolorze w niemieckiej Feinleder Hoffman. Wystarczyło ściąć brzegi i już, skóra gotowa do zaciągnięcia na okładki.


Bardzo lubię ten moment, gdy skóra już zaciągnieta na grzbiecie, pracowicie ułożona na zwięzach, odsłania ich regularny rysunek. To pierwsza nagroda i duża satysfakcja poprzedzona mniej spektakularnymi pracami jak szycie czy stabilizowanie grzbietu papierem.


Tak przezentuje się książka po zmianie okładki. Zdobienie lśni złotym światłem, choć jest maksymalnie oszczędne. Można by chcieć więcej czyli cel osiągnięty.