niedziela, 25 września 2016

Notatniki w nowej odsłonie

Notatniki zmieniły swój wygląd. Do wymiaru 16/10 dołączył 24/16. Prezentowane poniżej są bardziej ascetyczne. Szare płótno, szary zadruk wewnętrznych kart, brak zdobień na ścięciach. Zmieniłam też materiał oprawy na w dotyku jedwabne, włoskie płótno Cialux. Dobrze leży w dłoni, dobrze też pracuje w grzbiecie. 



Jednak to co najważniejsze dzieje się w środku. Znalazlam papier wytrzymały, dobrze zaklejony powierzchniowo i mocno gładzony. Dzięki temu świetnie ślizga się po nim i ołówek i pióro. Znawcy docenią powierzchnię. Nie jest tępa, nie jest też zbyt śliska. Atrament nie przebija na drugą stronę. To zasługa Munken Pure w wersji smooth 90g. 


Dodatkowo wnętrza notatników otrzymały bardziej notatnikowy wygląd. Większy z nich, do poważniejszych notatek ma linie, mniejszy kropki. Kropki podobają mi się szczególnie. Są delikatne, nie układają się w bardzo regularny wzór, dzięki temu można pisać i rysować jak w zwyczajnym noatniku. Gdy jednak nie chce się ani pisać ani rysować, można bawić się łącząc kropki ze sobą. Niezła zabawa.



Jak zawsze ręcznie szyte jedwabnymi nićmi, ręcznie cięte i oprawiane. Te poniżej niedługo w wersji kolorowej, szyte kolorowymi nićmi, z kolorowymi wyklejkami w szalonych kolorystycznie płótnach.





sobota, 3 września 2016

Paris, Paris. Jeśli złocenie opraw, to tylko tu!

Kto wpadł na pomysł, żeby szkolić się w złoceniu opraw złotem płatkowym w Paryżu, przy temperaturze 37 stopni Celsjusza! Kto złocił ten wie, że narzędzia do złoceń trzeba rozgrzać do temperatury powyżej 100 stopni. A w pracowni złotniczej ani klimatyzacji, ani wiatraczka, bo złoto płatkowe raczej nie lubi nieoczekiwanych podmuchów. Mimo niedogodności klimatycznych jestem bardzo zadowolona. Wszystkie tajemne receptury, sposoby na ratowanie skóry a przede wszystkim doświadczenie używania narzędzi francuskich introligatorów przywiezione do Warszawy. Merci Julie!

Zanim pozwolono mi dotknąć złoto (mimo, że przywiozłam własne), trzeba było wykonać wiele ćwiczeń z tłoczenia ślepego linii równoległych na grzbiecie. To podstawowe zadanie uczy nie tylko prawidłowej postawy ale i pewności w prowadzeniu ręki - choć lepiej byłoby powiedzieć w prowadzeniu całego ciała.


W międzyczasie, dla urozmaicenia, zawieziono mnie do Klasztoru sióstr Benedyktynek Abbaye de Saint-Louis du Temple w Vauhallan. Urocze dwie siostry prowadzą tam tradycyjną introligatornię. Dzięki nim odkryłam jakiej maszyny mi brakuje - oto ona, Martini Frauenfeld, model raczej przed 1920.


Najciekawsze były zajęcia z titrage - to umiejętność wyznaczania pozycji tekstu i zdobienia na grzbiecie. Nie jest to proste, bo ludzkie oko w magiczny sposób od razu wychwytuje fałsz. Napis nie może być ani za nisko, ani za wysoko i w żadnym wypadku na środku. Poniżej moje zmagania z grzbietem - zaliczone!





piątek, 2 września 2016

A może by tak nową okładkę?

Takie pytanie usłyszałam w słuchawce pewnego dnia. Do zmiany okładki przeznaczony był Pan Tadeusz, rocznik 1984. Zleceniodawca chciał podarować lekturę latorośli. A że oryginalna papierowa okładka, przez wszytskie lata pieczołowitego przechowywania w biblioteczce to tu, to tam wytarta, zadaniem było wykonać nową. Ba! Łatwo powiedzieć. Książka wydana na czterdziestolecie Polski Ludowej powinna być nieco siermiężna, raczej swojsko prosta niż europejsko ozdobna. Zdecydowaliśmy o oprawie w skórę butelkowozieloną z niezwykle oszczędnym zdobieniem. Właściwie z jego brakiem. Taki plan, że jedyne szaleństwo to będzie napis tłoczony ręcznie 23 karatowym złotem. Poniżej wygląd okładki oryginalnej.


Oprawa została zdjęta, składki rozdzielone, ich zagięcia pozbawione kleju. Uszyte na nowo ze zwięzami po to, by lekko nawiązywały do klasyki gatunku. Do szycia wykorzystałam niemieckie nici lniane, a sznurki konopne, polskie. Dalej to już trymowanie grzbietu. Z książkami oprawianymi ponownie trzeba postępować ostrożnie ale stanowczo. Papier w składkach z reguły pamięta kształt pierwotny, właściwie nie trzeba wyokrąglać grzbietu. Przeciwnie, należy go powstrzymywać, prostować, namawiać aby się nie wyginał tak jak on chce.


Przy okazji tej pracy wykorzystałam nową, zieloną tekturę, Milboard Superior produkowaną przez Conservation by Design. Do tej pory wykorzystywane przeze mnie tektury bardzo wyginały się po zaciągnięciu skórą. Zielona zachowuje się stabilnie, mimo użycia dość cienkiej, półtoramilimetrowej struktury.


Udało sie znaleźć skórę koźlęcą o podobnym do oryginalnego kolorze w niemieckiej Feinleder Hoffman. Wystarczyło ściąć brzegi i już, skóra gotowa do zaciągnięcia na okładki.


Bardzo lubię ten moment, gdy skóra już zaciągnieta na grzbiecie, pracowicie ułożona na zwięzach, odsłania ich regularny rysunek. To pierwsza nagroda i duża satysfakcja poprzedzona mniej spektakularnymi pracami jak szycie czy stabilizowanie grzbietu papierem.


Tak przezentuje się książka po zmianie okładki. Zdobienie lśni złotym światłem, choć jest maksymalnie oszczędne. Można by chcieć więcej czyli cel osiągnięty.