Bardzo lubię takie zlecenia. Nietypowe, szybkie, w których drzemie ludzka pasja. Trzeba było oprawić w półskórek pięć niewielkich książeczek. Zaprojektowane i wykonane zostały z myślą, aby jak najwierniej oddać charakter XIX opraw - nakładowych, czasem niedbałych, przetartych i zażółconych, pociemniałych ze starości. Otrzymałam wydruk wnętrza, wydrukowane wyklejki oraz papier na oprawę. Moje zadanie polegało na wykonaniu opraw.
Początek zawsze ten sam czyli poskładkowanie kart, wyznaczenie miejsc przebiegu zwięzów, szycie. Lubię ten proces. Mimo, że żmudny i trzeba pilnować nici, bo nawet nawoskowana potrafi się zwijać w supełki, to bez niego nie powstanie żaden blok ksiązki. A bez bloku, wiadomo, nie ma oprawy.
Tu trzy egzemplarze już uszyte. Kolejne dwa będą uszyte za kilka chwil, po ponownym zamontowaniu sznurków zwięzowych na szywadle.
Po uszyciu i przycięciu do formatu trzeba było opracować grzbiet. A że książeczka niewielka, pięcioskładkowa, wykonanie oporkowania było prawdziwym wyzwaniem. Wszystkie prasy, jakie mam do dyspozycji, zostały użyte - czas gonił, nie można było czekać.
Tak wygladają książki z osadzonymi okładkami. Tektura Superior Millboard 1,5. Mimo, że cieniutka, zachowuje się bardzo stabilnie i nie wypacza się.
Zleceniodawca wybrał jedną ze skór dostępnych w pracowni. To skóra cielęca, postarzana czyli przecierana, z czeskiej garbarni. Bardzo delikatna, łatwo zaciągała się na grzbiet i formowała wokół zwięzów. Zanim jednak skóra została zaciągnięta, trzeba było ją podciąć, by uformowane zakończenia nad kapitałkami były subtelniejsze oraz aby nie był widoczny kraniec skóry pod papierem na oprawie.
I już, jeszcze tylko chwila w prasie na opracowanie zwięzów i sezonowanie pod dociskiem.
Poniżej efekt końcowy. Książeczki wyglądają naprawdę świetnie. To zasługa projektantów. Mój skromny udział w tym projekcie to zebranie wszystkich elementów w całość.